Od kilku już tygodni przez różne prodemokratyczne media, powracającymi falami, jesteśmy raczeni kolejnymi doniesieniami w temacie rosyjskiej punkrockowej? grupy Pussy Riot i jej wybryku w jednej z moskiewskich cerkwi. Tak, wybryku, lub raczej aktu politycznego terroryzmu, bo nie można tego nazwać, jak ciągle słyszymy, buntem przeciw zamordystycznym i niedemokratycznym porządkom w Rosji putinowskiej. Członkinie Pussy Riot, działaczki feministyczne czy może raczej anarchistyczne, są znane z radykalnych poglądów i niepohamowanej chęci dzielenia nimi z często mimowolnym audytorium swych "koncertów". Przecież wykonywały już swoje antyestablishmentowe utwory na stacjach metra, dachu aresztu śledczego i Placu Czerwonym, ale teraz postanowiły pójść jeszcze dalej. Wtargnęły na jedno z nabożeństw w moskiewskiej cerkwi Chrystusa Zbawiciela i zszokowanym wiernym zaprezentowały swój śpiewany manifest wymierzony m. in. w prezydenta Putina i Patriarchę Cyryla. Żeby było śmieszniej, a może straszniej, tekst piosenki obfitował w wulgaryzmy, co w cerkwi nabrało dodatkowego wybrzmienia.
No i teraz się pytam: co jest takiego w tych Zbuntowanych Cipach wyjątkowego, że na całym świecie zbierają się aktywiści, żeby protestować przeciw ich skazaniu? Doprawdy nie rozumiem czy w obronie dziewuch śpiewających o Putnie który narobił w spodnie (bardzo wyszukane teksty w tych piosenkach), albo wezwanie do rewolty na kształt "arabskiej wiosny ludów", musi wypowiadać się Human Rights Watch? Nawet artyści tacy jak Madonna włączyli się w tą batalię o nic. Dlaczego artyści a nie np murarze? Tyle samo te dziewczyny mają wspólnego z artyzmem co z murarstwem. Kompletna aberracja.
Działalność Pussy Riot miała swoją inaugurację w październiku 2011 roku, sprawa w cerkwi miała miejsce w lutym 2012 roku. W międzyczasie dziewczyny kilkukrotnie wchodziły w konflikt z prawem , ale zwykle kończyło się na grzywnach, Można powiedzieć, że w ich kartotece wreszcie się nazbierało. Nie jestem katolikiem, ale drażni mnie wykorzystywanie cerkwi do agresywnej i wulgarnej propagandy politycznej.
Ta cała sprawa przypomina mi historię sprzed kilku lat, kiedy to tuzy polskiego dziennikarstwa wchodziły jako te małpy do klatki, w proteście przeciw wydaniu wyroku na Andrzeja Marka, dziennikarza "Wieści Polickich" i w obronie wolności słowa. (Zainteresowanych odsyłam tu: dziennikarski-protest-w-klatce ) Wyrok miał być wg ogólnej opinii "polityczny", bo opisany przez pana Marka samorządowiec pozwał go do sądu o pomówienie i wygrał (jak śmiał!?). Wyrok został prze kolejne instancje utrzymany, a dziennikarz poszedł siedzieć. Tylko nieliczni przyznali się do tego, że dali się wrobić w tą całą obronę przegranej sprawy przez sprytnego manipulatora.
Jak dla mnie podobieństwo tych dwóch wydarzeń jest aż nadto czytelne. Wszyscy się zapalają w czyjejś obronie, nie znają dokładnie kontekstu ani szczegółów, ale zapytani wiedzą kto jest winien, a kto nie.
Przypuśćmy, że w kościele na Krakowskim Przedmieściu grupa zbuntowanych dzieciaków odśpiewa wulgarną piosenkę pod adresem: Tuska, Kaczyńskiego, Palikota, Millera, Pawlaka, abp Kowalczyka, o. Rydzyka, rabina Schudricha (w zależności od preferencji polityczno religijnych najbardziej nielubianych i obojętnych skreślić). Oczywiście, że dotknięta część społeczeństwa zapała świętym oburzeniem, młodzi ludzie trafią do aresztu, sprawa odbije się szerokim echem w mediach światowych, a w Moskwie będą się organizować pod naszą ambasadą protesty w intencji ich wypuszczenia. Miło?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz