Przez trzy dni cały świat śmiał się z żartu australijskich dziennikarzy, którzy naśladując głosy królowej Elżbiety II i księcia Karola uzyskali dokładne informacje o stanie zdrowia księżnej Kate. Potem okazało się, że pielęgniarka, która przełączała dzwoniących dziennikarzy do swojej koleżanki popełniła samobójstwo.
I teraz pytanie: czy był to jedyny powód samobójstwa Jacinthy Saldanhy? Dużo większe powody do samobójstwa po tym nieszczęsnym żarcie ma jej koleżanka, która udzieliła informacji dziennikarzom. Ale kogo to obchodzi. Kobieta popełniła samobójstwo i już wiemy przez kogo - przez tych wrednych dziennikarzy. Jacintha Saldanha zostawiła 3 listy, nie wiemy co w nich było. I pewnie się nie dowiemy. Nie szkodzi nam jednak urządzić piekło autorom niewinnego kawału. Dyrektor Szpitala im. Króla Edwarda VII, któremu sadysta patrzy z oczu, zapewniał, że Jacintha Saldanha w "tych trudnych dla niej chwilach" została otoczona troską kierownictwa szpitala i współpracowników. Efekt był taki, że z nadmiaru troski Saldanha się powiesiła.
Nie wiemy jaka była sytuacja życiowa nieżyjącej pielęgniarki, ale nie przeszkadza to mediom wydać werdykt skazujący. Szczerze szkoda mi Michaela Christiana i Mel Greig, bo zapewne mają już zrujnowane życie. Tak samo stacja radiowa w której była nadawana ich audycja jest w tym momencie przygotowana na odebranie jej koncesji na nadawanie. A wszystko przez rozpętaną przez media burzę. Te same media które tak się zaśmiewały z tego żartu, w kilka dni później zapałały do niego jak i jego autorów oburzeniem i obrzydzeniem. No niestety, czwarta władza. To nie sąd, tu nikt nie słucha racji obu stron. Tu się wydaje werdykt "na żywo", pod wpływem impulsu. A żeby potem wszystko odkręcić jest już zwyczajnie za późno. Głosy rozsądku nie mają siły przebicia, bo gawiedź jest żądna krwi, więc jej się tą krew daje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz